Wywiad z Maciejem Lewińskim – trzykrotnym zwycięzcą konferencji I Love Marketing, certyfikowanym trenerem Google Analytics i Google Ads, właścicielem agencji iSurvival. Z Cezarym Lechem porozmawiał o innowacjach systemów reklamowych i technologicznej rewolucji, która dzieje się na naszych oczach.
CL: Gościem wywiadu jest Maciej Lewiński, pierwszy, trzykrotny zwycięzca I Love Marketing, największej konferencji marketingowej w Polsce.
ML: Faktycznie udało mi się trzy razy wygrać konferencję. Dziękuję to za mało, ale naprawdę bardzo dziękuję za wszystkie oddane na mnie głosy. I jeszcze raz dzięki za zaproszenie.
CL: Maciej, czym tak naprawdę zajmujesz się zawodowo? Interesuje mnie biznesowy punkt widzenia.
ML: Bardzo trudno jest na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, bo jakiś czas temu moim głównym zajęciem było prowadzenie szkoleń. A to dlatego, że zostałem certyfikowanym trenerem Google AdWords. W miarę, jak ten program rósł, ilość trenerów wzrosła tak znacznie, że trudno było zorganizować szkolenie, na którym można byłoby realnie zarobić. Postanowiłem zatem, że zmienię trochę kierunek i zejdę z tej adwordsowej drogi w stronę Analyticsa. Wtedy w moim życiu pojawił się Google Analytics. Zacząłem prowadzić kampanie AdWords z wykorzystaniem Analyticsa, ale zauważyłem, że jest na rynku potrzeba, żeby pokazać, jak działać z punktu widzenia analizy danych, kampanii i ich wyników.
Ten Analytics najpierw mnie niestety „położył”, bo stwierdziłem, że skoro jestem certyfikowanym trenerem Google, no to: „ja nie zdam oficjalnego certyfikatu Google Analytics Individual Qualification?!”. Podszedłem do niego i… nie zdałem. Miałem tydzień, żeby nauczyć się wszystkiego, czego nie wiedziałem, bo do egzaminu można było podejść ponownie po siedmiu dniach. Wtedy kosztował on jeszcze pięćdziesiąt dolarów, więc byłem zestresowany – jestem z Poznania – i liczyłem każdy grosz. Za drugim razem udało mi się zdać „na granicy”. Od tej pory przepadłem całkowicie w analitykę.
Analizowałem głównie swoje strony internetowe. Z czasem, gdy prowadziłem szkolenia z AdWords, pojawili się klienci i im też zacząłem analizować strony internetowe, przez co zaczęły się poprawiać wyniki z AdWordsów. Im więcej tego robiłem, tym wyraźniej widziałem potrzebę przeprowadzania szkoleń z Google Analytics, a nie z Google AdWords. Zatem zacząłem to robić. Google zobaczył, że szkolę zarówno z Google Analytics, jak i AdWords, a z racji tego, że byłem już „sprawdzonym człowiekiem”, bo miałem certyfikat, to zaufali mi na tyle, że zaprosili mnie do projektu pod nazwą „Akademia Google Partners”, w ramach którego szkoliłem agencje i domy mediowe w zakresie prawidłowego wykorzystania tych dwóch programów.
Ten projekt trwał bardzo długo i w pewnym momencie zaczęło się w nim pojawiać coraz więcej trenerów AdWords. Stwierdziłem, że robi się dosyć ciasno i postanowiłem zająć się tylko i wyłącznie analityką. Im więcej szkoleń z Analyticsa robiłem, tym więcej po szkoleniach zaczęło wpadać tzw. leadów. Gdy miałem dziesięciu klientów, którzy pozwolili mi się uwolnić z pracy na etacie – bo wtedy jeszcze równolegle pracowałem w wydawnictwie prawniczym Beck, w którym sprzedawałem książki przez internet – stwierdziłem, że nie mogę tych dwóch rzeczy ciągnąć na raz i to jest chyba ten moment, kiedy warto byłoby wyjść na rynek. Postanowiłem odejść z Becka, z którego odchodziłem ponad rok – to była naprawdę świetna praca, bardzo fajne budżety, miałem też świetny zespół.
CL: Zatem robiłeś e-commerce na dosyć dużą skalę już osiem lat temu, zgadza się?
ML: Tak, ale czułem, że w tym nie do końca się spełniam i że to właśnie specjalizacja w analityce internetowej jest tym, co mnie kręci. Finalnie odszedłem z Becka. Pojawiłem się na rynku jako niezależny konsultant, ekspert, specjalista od kampanii AdWords i Analyticsa, miałem tych dziesięciu klientów, którzy regularnie mi płacili. Im więcej robiłem szkoleń, tym więcej pojawiało się klientów i w pewnym momencie przekroczyłem taką magiczną liczbę, do tej pory ją pamiętam – siedemnaście. To było siedemnastu klientów i pod koniec miesiąca już nie ogarniałem systemu raportującego. Uważam, że jedna osoba nie jest w stanie kontrolować siedemnastu kont tu i teraz, naraz. Znalazłem wspólnika i powiedziałem mu:
„Stary, mam dużą możliwość stworzyć agencję – małą, bo małą, ale na wejściu mamy prawie dwudziestu klientów, z każdym kolejnym miesiącem ja będę przynosił jeszcze dodatkowych”.
Liczba ta stopniowo rosła i teraz mamy agencję, w której jest prawie stu dwudziestu klientów i jedenastu pracowników.
CL: „iSurvival”?
ML: iSurvival, tak. Niewiele osób w ogóle wie o tym, że posiadam agencję. Wszyscy myślą, że jestem freelancerem, niezależnym ekspertem. W rzeczywistości tak jest tylko po części. Oprócz tego, że mam agencję, prowadzę kampanie, konta i analizuję dane, to jeszcze szkolę, m.in. szkolę też dla Was, dla sprawnego.marketingu. Równolegle prowadzę niektóre projekty dla Google’a, szkolenia dla ich klientów i zamknięte szkolenia dla firm. Jestem więc trochę rozdarty, bo teoretycznie szkolę, a z drugiej strony jestem praktykiem, bo mam też swoją agencję i z trzeciej strony jeszcze dochodzi biznes na boku, który nazywa się DoladujTelefon.pl. On jest raczej tylko i wyłącznie moim takim „poligonem doświadczalnym”.
CL: O jakiej skali biznesu, jeśli chodzi o agencję, mówimy?
ML: Dla mnie największym zaskoczeniem było to, że agencja urosła w tak krótkim czasie. To dla mnie do tej pory jest niesamowite. Nie chodzi tutaj o przychody ani o obrót, ale o strukturę wewnątrz agencji. Zacząłem się spotykać z tematami, które są dla mnie czymś zupełnie nowym. Mam tu na myśli zarządzanie pracownikami, system wynagrodzeń, zarządzanie pracą. To są realne problemy, z którymi także ja zaczynam się zderzać. Dlatego też bardzo dobrze rozumiem MŚP, bo sam tym MŚP jestem. Domyślam się też, z jakimi problemami borykają się niektóre firmy, natomiast mam taką wewnętrzną rozterkę polegającą na tym, że nie wiem, w którą stronę chcę pójść. Czy pójść w rozrost agencji? Nie wydałem w zeszłym roku, dwa lata temu i trzy lata temu ani złotówki na promocję mojej agencji. Klienci sami przychodzą.
CL: Czy jest to dobra reklama tego, czym się zajmujesz zawodowo, czy może wręcz przeciwnie, szewc bez butów chodzi? Czy może po prostu moc personal brandingu?
ML: Wydaje mi się, że tutaj główną rolę odgrywa personal branding i networking, po prostu kontakty z ludźmi ze szkoleń.
CL: Czy stoisz za niektórymi drobnymi innowacjami w panelu Google Analytics lub Ads?
ML: Tego nie mogę powiedzieć. Z racji tego, że współpracuję z firmą Google, nie mogę ujawnić, co robię z punktu widzenia rozwoju produktu, jakim jest Google Ads i Google Analytics. Mogę uchylić rąbka tajemnicy, że jako jedna z pierwszych osób w Polsce miałem dostęp do tego nowego panelu Google Ads, zresztą wywiad na ten temat zrobiliśmy z Bartkiem Berlińskim. Mam dostęp do rzeczy, o których świat może dowiedzieć się wkrótce lub też może nie dowiedzieć się wcale, bo te rzeczy bardzo często są w takiej pierwszej fazie inkubacji – kiedy ja to testuję, sprawdzam i weryfikuję m.in. na swoich klientach agencyjnych.
CL: Jakie są ciekawe trendy, na które mógłbyś zwrócić uwagę naszym czytelnikom z MŚP, ale też może i osobom z większych firm, które będą czytały ten wywiad? Jaki jest Twoim zdaniem najciekawszy kierunek rozwoju w najbliższych latach, na który my jako marketerzy powinniśmy zwrócić uwagę?
ML: Patrząc z szerszej perspektywy, wydaje mi się, że wszystkie firmy z obszaru technologii takiej jak Facebook czy Google, dążą do tego, aby całkowicie zautomatyzować proces prowadzenia kampanii reklamowych. Kiedyś – pięć, dziesięć lat temu – te automaty były tragiczne, słabe i wszystkim je odradzaliśmy, mówiliśmy: „zarządzaj tym ręcznie!”. Natomiast z czasem jak ta technologia się rozwinęła i mamy machine learning, te wszystkie funkcje stały się coraz lepsze, coraz bardziej doskonałe.
Ja już w zeszłym roku kilka razy dostałem takiego pstryczka w nos od Google’a, uruchamiając jakąś funkcję w becie, która była pięć razy lepsza niż kampania, którą kiedyś ustawiałem ręcznie. Gdy zacząłem uruchamiać te wszystkie zautomatyzowane kampanie, okazało się, że one po prostu działają. Zacząłem się zastanawiać, czy zawód, który mam teraz, semity, czyli osoby, która prowadzi kampanie Google’a, będzie w jakiejś perspektywie czasu jeszcze istotny. Wydaje mi się, że będzie to zmierzało w takim kierunku, że przestaniemy się rozliczać za procent od wydanego budżetu. Większość agencji rozlicza się w tym modelu. Moja agencja również, choć bardzo często przechodzę na model efektywnościowy. Działania mają zmierzać do tego, aby dowieść jakąś realną wartość i wydaje mi się, że z czasem pojawi się coraz więcej agencji, które zaczną przechodzić transformację polegającą na tym, że nie będziesz płacił już za prowadzenie kampanii, bo kampania będzie się robiła sama. Będziesz płacił za czas, jaki ta agencja poświęci na raportowanie, poustawianie rzeczy, których automat nie będzie mógł zrobić. Wydaje mi się, że automatyzacja wymusi dużą zmianę na rynku agencyjnym.
CL: Myślisz, że zapotrzebowanie na ekspertów w obszarze Google Ads będzie większe czy raczej zmaleje?
ML: Wydaje mi się, że będzie takie samo, jak jest teraz, tylko rola eksperta się zmieni i nie będzie polegała na tym, że tak jak teraz, zna on wszystkie funkcje, wie, jak one działają i co można z ich pomocą zdziałać – bo część z nich będzie po prostu przed nami ukryta. To automat będzie nimi zarządzał. Ekspert będzie dochodził tego, jak ustawić początkowe założenia, bo to on będzie musiał je wklepać do platformy – trzeba przecież podać jakieś wytyczne. Z drugiej strony to on będzie musiał raportować wyniki i podejmować decyzje, w jakim kierunku ten automat ma się rozwijać.
CL: Czyli mówisz, że jeśli chodzi o system Google Ads, będzie on w coraz większym stopniu oparty o sztuczną inteligencję…
ML: Już jest, to tak działa: mamy reklamy w pełni elastyczne, które dopasowują się rozmiarem, mamy reklamy, które same wrzucają dodatkowy nagłówek do tekstu reklamowego, niektóre opcje zarządzania stawkami, które nie są jeszcze może zbyt doskonałe, ale takie się powoli stają. Z takich ciekawostek mogę powiedzieć, że w Google Analytics pojawił się nowy raport pod nazwą „prawdopodobieństwo konwersji”, który przewiduje, że zachodzi prawdopodobieństwo, iż dany użytkownik może zostać naszym klientem. I uwaga, system nie patrzy na zachowanie użytkownika na Twojej stronie, tylko wychodzi poza Twoją stronę i patrzy na zachowanie tej jednej osoby w skali całego jego życia, analizuje, czy oglądał te same produkty na stronach konkurencyjnych i czy jest szansa, że dokona tego zakupu na Twojej stronie, bo ma jakieś behawioralne cechy mówiące o tym, że Twoja strona bardziej przypadnie mu do gustu niż np. strona konkurencji.
Zobacz, w którą stronę to zmierza. Mamy jednego Google Ads i w Google Ads zmienił się interfejs, zmienił się sposób prowadzenia tych kampanii, bo zaczynają się pojawiać inteligentne, automatyzowane mechanizmy, które niestety są coraz lepsze – mówię niestety ze względu na to, że pewnie zabiorą nam część pracy. Z drugiej strony obecnie Google bardzo mocno inwestuje w system raportowania i analizy.
Google Data Studio jest programem służącym do interpretowania wyników z kampanii i wizualizowania tych wyników z różnych działań; z Facebooka z LinkedIna, z Twittera, z Google Ads. Więc to wszystko możesz mieć w jednym raporcie w Google Data Studio.
Google Optimize jest narzędziem do robienia testów od A do B, czyli zmiany strony internetowej, które również podpina się pod Analyticsa i na podstawie danych z Analyticsa zarządza przykładowo tym, komu, co i jak wyświetlać, żeby sprawdzić, czy ta strona jest lepsza, czy gorsza. Czyli jest to kolejne narzędzie analityczne.
Google Tag Manager to narzędzie do uruchamiania kodów śledzących, czyli m.in. do kodów, które monitorują użytkownika, czyli znowu to jest analityka. Potem mamy Google Analyticsa, który cały czas jest bardzo mocno rozwijany. Co prawda jego funkcje są tak drobne, że „przeciętnego Kowalskiego” pewnie one nie obchodzą, tylko ja się nimi jaram.
Google niedawno uruchomił kolejne narzędzie do analityki, Google Atribution, które przypisuje informacje mówiące o tym, który kanał na ścieżce użytkownika jest najbardziej istotny z punktu widzenia podjęcia decyzji zakupowej. Zobacz, ile oni teraz pieniędzy i czasu ładują w narzędzia służące tylko i wyłącznie do analizowania i raportowania, a Google Ads jest jeden.
CL: Ale myślę, że prawdziwa moc będzie w momencie, gdy wszystkie te narzędzia analityczne zostaną spięte sztuczną inteligencją, która nawzajem będzie w stanie wyciągać wnioski jeden z drugiego. W tym momencie robi się jedna wielka maszyna sztucznej inteligencji, która zastępuje praktycznie cały proces lejka sprzedażowego, prawda?
ML: Tak. W tę stronę może to zmierzać. Warto jednak pamiętać, że ta jedna maszyna, która będzie za nas robiła robotę, będzie konkurowała sama ze sobą. Ja jestem jednym klientem Google’a, a Ty jesteś drugim klientem Google’a – jeżeli będziemy we dwójkę chcieli sprzedawać to samo szkolenie, tylko w różnych terminach, to te maszyny będą musiały między sobą konkurować, żeby dowieść sobie lepszy wynik. Ta spirala będzie sama siebie nakręcała.
CL: Gdybyś miał wskazać jedno narzędzie, na którym w najbliższym roku marketerzy powinni skupić swoją uwagę, to co by to było?
ML: Wydaje mi się, że tym narzędziem mimo wszystko jest Analytics. Widzę cały czas bardzo duże zapotrzebowanie firm i rosnącą świadomość tego, że potrzebują analizować dane, bo coraz więcej pieniędzy ładują w rynek reklamy.
Takim narzędziem, które stale rośnie i powinno być na uwadze każdego, jest Google Analytics. Tylko ten Google Analytics bardzo często nie wystarcza, to znaczy jego standardowa konfiguracja. Fajnie jest go mieć na stronie internetowej, ale czasami przydałyby się nam dodatkowe informacje, których standardowo Analytics nie posiada. Na przykład chociażby to, czy ktoś przescrollował stronę, co dla nas może oznaczać, że użytkownik ją przeczytał, bo Google Analytics ma taką metrykę „współczynnik odrzuceń”, zgadza się? I wszyscy się jarają, jeśli współczynnik odrzuceń jest niski. A on nie musi być niski. Może być wysoki pod warunkiem, że użytkownik wejdzie na stronę artykułu, po czym ten artykuł przykładowo zescrolluje od góry do dołu i wtedy takie scrollowanie może być celem w ogóle tej wizyty. Standardowo Google Analytics nie wie, czy Ty chcesz mierzyć to scrollowanie, czy nie.
W takiej sytuacji potrzebujesz narzędzia, jakim jest Google Tag Manager. Zatem zadaniem marketera w najbliższych latach będzie to, żeby w pełni integrować dane, np. w Google Analytics, tylko nie zrobi tego bez Google Tag Managera. Wszystkim wydaje się, że to jest bardzo trudne narzędzie programistyczne, do którego obsługi trzeba posiadać wiedzę techniczną. Prawda jest jednak taka, że trzeba jedynie wiedzieć, jaka jest reguła działania tego narzędzia. I wtedy da się tym ustawić niemal wszystko.
CL: Istnieje problem, z którym Google boryka się od pewnego czasu. Chodzi o cookies’y, a dokładnie o to, że je gubi. Facebook ma jedną wielką przewagę nad Google’em związaną z tym, że jestem zawsze zalogowany – do Facebooka, Messengera czy Instagrama. Ilekroć z niego korzystam, zawsze Facebook wie, że korzystam z urządzenia mobilnego czy z komputera w pracy, czy w domu, czy na jakimś innym dowolnym urządzeniu. On zawsze wie, co ja widziałem, co kliknąłem, w jaką interakcję wszedłem. Czy w Google istnieje już rozwiązanie tego problemu? Często na YouTube jesteśmy wylogowani albo z naszego YouTube’a korzysta inna osoba. To są podstawowe problemy, z którymi w tej chwili część marketerów może się mierzyć. Może ich to blokować przed lokowaniem większych budżetów, ponieważ cały czas można odnieść wrażenie, że jednak nie do końca mamy w Google’u doprecyzowane grupy odbiorców.
ML: To prawda. Google Analystics jest taką starodawną technologią, z lat dziewięćdziesiątych, bo wykorzystuje pliki cookies. Pliki cookies mają tę niedoskonałość, że ktoś je może usunąć i jest pozamiatane, wtedy tracisz ścieżkę użytkownika. To zjawisko rośnie – zaczynamy używać przeglądarek w trybie incognito czy też prywatnym. Google postanowił wyrównać do Facebooka i sprawdza, czy ja jako ten sam użytkownik jestem zalogowany do tego samego konta google’owego, czy to na telefonie komórkowym, czy na desktopie, czy na tablecie. Ta funkcja w Google Analystics nazywa się Google Signals. Dzięki niej włączył się raport pod nazwą „Różne Urządzenia”, za pomocą którego możesz zobaczyć, jak wygląda przenikalność pomiędzy np. mobilem a desktopem. Bardzo często mówi się, że mobile nie konwertuje. On „nie konwertuje” ze względu na to, że konwertuje dopiero na desktopie – czyli ja najpierw muszę wejść na Twoją stronę z mobile, żeby dokonać zakupu już na desktopie.
CL: Czyli w tej chwili możemy już to mierzyć w Google’u – ale z jaką dokładnością?
ML: Po stronie google’owej ta funkcja jest cały czas rozwijana, więc precyzja nie jest stuprocentowa. Pojawiają się jednak dodatkowe raporty w Google Analytics, które będą bazowały głównie na tej metryce. Niedawno pojawił się raport pod nazwą „Wizyty W Sklepie Stacjonarnym” i za chwilę w Google Analytics będziesz mógł sprawdzić, ile osób było na Twojej stronie i potem, ile osób z tej Twojej strony poszło do Twojego punktu stacjonarnego. Będziesz musiał mieć wtedy spiętego Analyticsa z Twoją apką google’ową, czyli z Google Moja Firma. Zobacz, jak ta struktura i ekosystem google’owy zaczyna się zacieśniać.
CL: Jak by to miało być dokładnie mierzone? Rozumiem, że Google mierzyłby położenie mojego telefonu?
ML: Tak, Google sprawdza położenie Twojego telefonu i to, czy byłeś na danej stronie, czyli czy masz przypisane ciasteczko. Jeżeli się okaże, że masz i pojawisz się fizycznie w danym punkcie stacjonarnym (co bardzo łatwo można znaleźć, bo m.in. w tym celu firma Google stworzyła Google Maps, żeby nas monitorować, prawda?), to będziesz mógł sobie zaliczyć taką konwersję.
CL: A skąd będziemy mieli informację o finalnej konwersji?
ML: Z Google Pay.
CL: Lub Google kupi dane o naszych transakcjach od banków lub wystawców kart typu VISA, Mastercard i w ten sposób połączy konwersje offline z reklamami online. Chciałem poruszyć jeszcze jedną rzecz – okazuje się, że Analytics jako narzędzie próbkuje dane. Mógłbyś przybliżyć temat?
ML: Pojęcie próbkowania polega na tym, że z całej populacji wizyt na mojej stronie internetowej, aby nie nadużywać mocy obliczeniowej serwera, na którym znajdują się moje dane, ja wybieram sobie tylko kilka informacji, kilka próbek i na podstawie tych próbek estymuję to, co się zadziało na mojej stronie internetowej. I to próbkowanie pojawia się tylko i wyłącznie wtedy, gdy moje konto Google Analytics zawiera bardzo dużo danych, gdy jest ich ponad dwadzieścia milionów, tzw. działań. Czyli muszę mieć bardzo duży ruch na stronie, muszę mieć bardzo dużo odsłon.
CL: Co oznacza bardzo duży ruch na stronie, sto tysięcy wejść miesięcznie?
ML: Może to być sto, a nawet pięćdziesiąt tysięcy, przy czym liczy się nie sama wizyta na stronie, tylko co ta wizyta robiła na stronie.
CL: Jak dużo było akcji \ kliknięć.
ML: Dokładnie tak, dlatego, że liczone jest w działaniach, a nie w wizytach.
CL: Ale próbkowanie włącza się w momencie, kiedy przekraczam ten próg dwudziestu milionów?
ML: Gdy przekraczasz ten próg dwudziestu milionów, jest zbyt dużo danych, żeby serwer mógł w krótkim czasie odpowiedzieć Ci raportem w Google Analytics.
CL: I to na poziomie raportu jest próbkowanie?
ML: Tak, to już jest próbkowanie.
CL: A czy na poziomie podglądu ilości wizyt też jest to próbkowanie?
ML: Nie, to jest tylko i wyłącznie na poziomie raportu i nawet taki raport wyświetla komunikat, że ten raport został wygenerowany na bazie przykładowo 2% spośród całego ruchu na Twojej stronie. Można to sprawdzić przy nazwie raportu. Jest tam taki emblemat takiej tarczy i on się świeci na dwa kolory. Zielony oznacza, że jest w porządku, natomiast żółty świadczy o tym, że te dane zostały wypróbkowane.
Są dwie wersje Google Analytics. Jest wersja darmowa, którą większość z nas ma oraz wersja płatna pod nazwą 360 i to jest wersja, która już wtedy danych nie próbkuje. I właśnie dla dużych firm, firma Google ma rozwiązanie polegające na tym, że taka firma może sobie kupić Google Analytics 360.
CL: …które kosztuje?
ML: Tylko sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów rocznie. Płatność rozkłada się na 12 500 dolarów miesięcznie, w 12 ratach.
CL: To ciekawy temat, który doprecyzowałeś, bo ja, mówiąc szczerze, długo nie byłem pewny, czy to obejmuje wszystkie konta.
ML: Nie, ale jest dużo takich witryn, których to dotyczy. Często dotyczy to także małych witryn, bo teraz pojawiło się bardzo dużo ekspertów od Google Analytics, którzy rekomendują wdrożenie jakiejś funkcji, np. śledzenia zdarzeń i sprawdzania co dziesięć sekund, czy użytkownik jest na stronie. Co dziesięć sekund to jest działanie, czyli hit, który zmniejsza ten licznik dwudziestu jeden milionów hitów.
Teraz wyobraź sobie sytuację, w której w poniedziałek otwierasz komputer, wchodzisz na stronę internetową, przez cały tydzień ta zakładka jest otwarta i co dziesięć sekund wysyłasz dane do Google Analyticsa. Pomyśl sobie, ile masz hitów i teraz przemnóż to przez liczbę osób, które mogą tak zrobić. Za chwilę okaże się, że nawet MŚP może trafić w próbkowanie, nie? Dlatego, ja zawsze powtarzam, że dziewięć na dziesięć kont Google Analytics jest źle skonfigurowanych i zbiera niepoprawne dane, właśnie przez konfigurację i na to należy zwracać uwagę.
Sprawdź najnowsze szkolenie Macieja Lewińskiego w ramach Akademii Sprawnego Marketingu!
Przypominamy, że wielkimi krokami zbliża się konferencja I ♥ Marketing & Technology, która odbędzie się już 22–24 października 2024 roku oraz organizowane przez nas 33 szkolenia z zakresu marketingu.
Jeśli chcesz być zawsze na bieżąco, zamów prenumeratę magazynu sprawny.marketing!