Zacznę od reklam, ponieważ jesteśmy w kinie. W kinie żaden film bez reklam się nie rozpocznie. To dlaczego by nie rozpocząć prelekcji od reklam? Wyświetlam sobie tę reklamę za każdym razem, kiedy dostaję brief od klienta, w którym jest napisane, że on chciałby aplikację mobilną dlatego, że już wszyscy jego konkurenci mają. Albo wręcz przeciwnie; że żaden konkurent jeszcze nie ma, a on chce być pierwszy.
W tej reklamie pojawia się właśnie słowo – przesłanka „Chcę być modny”, „Chcę podążać za trendami”. I można ją bardzo ładnie sparafrazować: „Wszyscy mają apkę, chcę i ja”.
Jeśli chodzi o temat aplikacji mobilnych na zakup towaru, to należy sobie zadać pytanie; „Po co mi aplikacja mobilna?” Jeśli aplikacja mobilna ma być po to, żebym był modny, to mam dla was inną sugestię – jeśli chcecie być modni – zafundujcie sobie koczek.
Dożyliśmy czasów, w których mężczyźni fundują sobie męski koczek. Jeżeli nie uda wam się go wyhodować, możecie go sobie kupić. Na Allegro jest akurat w dobrej cenie. Panie mogą go też kupić swoim panom. To pozwala nam być trendy, czasem nawet bardziej niż aplikacja mobilna.
Nazywam się Monika Mikowska i tym wesołym akcentem chciałam rozpocząć prezentację. Pracuję w agencji zajmującej się projektowaniem rozwiązań internetowych, zoptymalizowanych na urządzenie mobilne o wdzięcznym imieniu „Mobee Dick”.
Bardzo często w „Mobee Dicku” zajmujemy się odradzaniem tworzenia aplikacji mobilnych. Odradzamy za darmo, i chcę kilka takich argumentów, których wtedy używamy, przekazać również Wam.
Pierwszy argument już przedstawiłam. Jeśli aplikacje mobilne są tworzone dla mody, to je odradzam. Jeżeli kiedykolwiek istniała moda na robienie aplikacji mobilnych, to, moim zdaniem, się skończyła.
Zachęcam do tego, żeby o aplikacji mobilnej myśleć jako o narzędziu, które ma do czegoś służyć. Aplikacje mobilne to nie moda, a kierunek ułatwiający i usprawniający nasze codzienne czynności. Do czego służą tak naprawdę aplikacje mobilne? Po co sięgamy po telefon? Żeby coś załatwić szybko i sprawnie, więc jeśli korzystamy z aplikacji mobilnych, to one powinny temu służyć. Jednym z przykładów fajnych aplikacji mobilnych jest skaner. Możemy mieć skaner w telefonie. Kiedyś korzystałam z Genius Scan, dopóki nie pojawił się Office Lens, który rozwiązuje sprawę jeszcze szybciej, bo można zeskanować zdjęcie nie kadrując zbyt dokładnie, tylko przymierzając się pod kątem do tego zdjęcia. Fotografia będzie pięknie skadrowana i przesłane, na przykład do pliku wordowskiego. Otwiera się wtedy w formacie do edycji.
Jeżeli myślimy o tworzeniu aplikacji mobilnych, to warto korzystać z technologii mobilnych takich, jakimi one są – w pełni sprawnych, w pełnym ich wydaniu. Najlepsze pomysły mobilne są bardzo osadzone w kontekście mobilnym i czerpią właśnie z technologii mobilnych w ich najlepszym wydaniu. Korzystajmy z tego, co mamy w telefonach i myślmy właśnie w ten sposób, że inną drogą nie da się tego zrobić szybciej ani lepiej aniżeli za pomocą aplikacji mobilnej.
Istnieje aplikacja “Be My Eyes”. Jest to bardzo fajne miejsce, które łączy społeczność osób niedowidzących lub niewidomych z wolontariuszami, którzy są gotowi takiej osobie pomóc. Wyobraźmy sobie sytuację, że jest niewidomy pan, który jest w mieście i nie za bardzo wie, którędy iść. Albo taka osoba stoi przy lodówce i sięga po mleko. Nie wie, czy to mleko jest przeterminowane, czy też nie. Sięga po swój telefon, który ma zawsze pod ręką, odpala aplikację i poprzez kamerę, która jest wbudowana w ten telefon, łączy się z osobą, będącą akurat online. Osoba ta może odpowiedzieć na pytanie, czy mleko jest jeszcze świeże. Nie da się tego zrobić lepiej niż właśnie za pośrednictwem telefonu, który jest poręczny i zawsze mamy go przy sobie. W tym przypadku komputer nie jest najlepszym rozwiązaniem, gdyż trzeba do niego podejść. To jest przykład dobrej aplikacji. Mam też kilka złych. Jedną z nich jest aplikacja związaną z marką piwną „Tyskie”.
To była aplikacja zrealizowana dla kibiców z okazji mistrzostw piłki nożnej. Cel istnienia i użycia tej aplikacji był dosyć ciekawy. Wyobraźcie sobie, że siedzicie z kumplem na kanapie, oglądacie mecz i mówicie „Maciek, Maciek, czekaj, czekaj!”. I wyciągacie aplikację, przesuwacie po ekranie – „nie, nie, nie ten ekran”, to może brawa, to może trąbka, to może teraz za pomocą wuwuzeli kibicujemy? Aplikacja mobilna „Tyskie” służy do kibicowania za jej pomocą. To jest przykład dla panów, mam też przykład dla pań.
Dobrowianka wpadła na pomysł aplikacji mobilnej „Pij do naga”. Za pomocą tej aplikacji kobiety miały nabrać zwyczaju regularnego picia wody. Dwa litry wody dziennie. Czy jest jakiś sposób, by namówić cię do regularnego picia wody, która wspomaga oczyszczanie ciała i sprawia, że czujesz się lekko. Tym sposobem był pan w aplikacji, który w zamian za deklarację, że dzisiaj wypiłaś dwa litry wody, codziennie ściągał z siebie jeden element garderoby. I tak przez kilka dni… Drogie Panie, nie liczcie, że w końcu ten pan rozbierał się do naga. Zostawał w bokserkach, po czym polewał się wodą, prężył swoje muskuły i mówił: „Właśnie nauczyłaś się pić wodę”. Moim zdaniem, takie aplikacje mobilne nie nadają się do marketingu.
Za dużo kosztują i nie tędy, tak naprawdę, droga. Aplikacja mobilna ma być narzędziem. Powinna być wpasowana w strategię firmy, w jej funkcjonowanie i w działalności tak, żeby mogła zarówno zaspokajać codzienne potrzeby jej klientów i użytkowników, jak i odpowiadać na cele biznesowe klienta.
Jednym z lepszych przykładów takiej aplikacji, niedawno powstałej, jest aplikacja mobilna dla towarzystwa ubezpieczeniowego „Warta”. Rozwiązuje ona problemy likwidacji szkody przez telefon i zmienia tak naprawdę proces likwidacji szkody. Do tej pory, w sprawie o odszkodowanie, trzeba było pójść na pocztę, żeby wysłać dokumenty, zeskanować dowód osobisty, prawo jazdy itp. Potem należało się umówić z likwidatorem na oględziny, na konkretną porę, żeby likwidator przyjechał i obejrzał np. uszkodzony pojazd. Teraz można to wszystko zrobić za pomocą telefonu. To jest dobry przykład aplikacji mobilnej, która właśnie służy z jednej strony firmie, a z drugiej strony klientowi, zmieniając i unowocześniając samą organizację.
Do takiego procesu trzeba być gotowym mentalnie oraz organizacyjnie. Zajmuje to trochę czasu, ale takie rozwiązania mają szansę się sprawdzić. Jeżeli przyjrzymy się statystykom (np.: raport Yahoo sprzed kilku miesięcy), dowiemy się, że 90% czasu, który spędzamy z naszym telefonem, spędzamy w aplikacjach mobilnych.
Czy jest to argument, dla którego powinniśmy tych aplikacji jak najwięcej na telefony pchać, czy nie? No właśnie niekoniecznie. Porównanie raportów z 2013 i 2015 roku, pokazuje, że nasze podejście do aplikacji mobilnych oraz sposób z ich korzystania wcale się nie zmieniło. Zarówno wtedy, jak i dziś, korzystamy dziennie z około 10 aplikacji mobilnych, a w ciągu miesiąca sięgamy maksymalnie po 25.
Wachlarz aplikacji mobilnych też jest podobny.
Oto top 10 aplikacji mobilnych według liczby aktywnych użytkowników, przygotowany przez „Nilsena”
Jak się okazuje, właśnie rankingi z roku 2013 i z października 2015 są dosyć podobne. Tak naprawdę zmieniły się tylko dwie pozycje. Są jednak dwie aplikacje z tego rankingu z 2013 roku, które nie pokazują się już wśród topowych aplikacji z roku 2015. Są to Stocks i Twitter. Pojawiają się za to dwie nowe aplikacje: Facebook Messenger i Apple Music. Puentą jest właśnie to, że w ciągu kilku lat korzystamy z podobnych aplikacji i to się nie zmienia. Cały czas mamy w marketach coraz więcej nowych aplikacji, ale, jeśli chodzi o nasze faktyczne pobieranie, niewiele się zmienia. Drugi wniosek jest taki, że spośród wszystkich głównych graczy pobierane są produkty ze stajni przede wszystkim Facebooka oraz Google’a.
Przebicie się do telefonów klientów kosztuje sporo
Ale nie chodzi tylko o development – czyli proces przygotowania aplikacji – chodzi też o przebicie się do serca i rozumu użytkowników. Jednym z pytań, na które chcielibyście poznać odpowiedź jest właśnie to, ile kosztuje aplikacja mobilna. Mogę odpowiedzieć pytaniem na pytanie: ile kosztuje samochód? Samochód może kosztować 500000 zł, 50000 zł albo 500 zł. Załóżmy przykładowo, że jesteśmy dyrektorem marketingu i mielibyśmy do wydania wspomniane 50000 zł na aplikację mobilną. Co tak naprawdę zmieści się w tym budżecie? Po pierwsze najpierw trzeba ułożyć strategię na aplikację mobilną. Powiedzmy, że będzie nas ona kosztować 5000 zł. Następnie projekt graficzny. Załóżmy, że on będzie kosztował 10000 zł. Następnie Development – to może być dosyć spora część naszego budżetu, dajmy na to 20000 zł. Dalej dochodzi wydatek na testy. Razem ze wszystkim, development aplikacji mobilnych to 40 000 zł na 1 system operacyjny. Oczywiście, jest to tylko ogólny przykład, ponieważ nie mówimy o żadnej konkretniej aplikacji mobilnej. Jest to jednak realna wycena tego typu rozwiązania.
Co robimy z resztą zabudżetowanych pieniędzy? Trzeba pomyśleć o promocji tejże aplikacji oraz zachowaniu budżetu na aktualizację oprogramowania, które trzeba rozwijać. I tak naprawdę w tej chwili kończy nam się budżet.
Załóżmy, że wydaliśmy mądrze pieniądze na promocję, czyli, na przykład skorzystaliśmy z Mobile App instalacji na Facebooku. Moim zdaniem jest to jeden z najskuteczniejszych i najbardziej optymalnych sposobów promocji aplikacji mobilnych, przykład z naszej stajni: Żabka. Jak startowaliśmy z aplikacją mobilną Żabka i zaczęliśmy ją promować, to właśnie w dniu odpalenia aplikacji uruchomiliśmy kampanię na Facebooku. I udało nam się wygenerować CPC na poziomie złotówki. Kalkulując zatem ten budżet na 5000 zł zakładamy, że przeniesie się on na 5000 pobrań z kampanii. Jeżeli znajdziemy się wysoko w rankingach, będziemy też mogli mocno wygenerować sobie ten typ pobrań organicznych, np.: na poziomie 10000. Pobrania nie są czymś, co powinno nas podniecać. Bardziej interesuje nas, ilu użytkowników naszą aplikację otworzyło. Będzie to, plus minus, około 80% osób, które aplikację otworzą, ale już niekoniecznie do niej wrócą i zrobią to drugi, trzeci raz. Załóżmy, że osób, które będą lojalnie z nami dalej przybywać i korzystać z naszej aplikacji mobilnej, zostanie około 30%. Jeśli zatem podzielmy ten budżet, który mamy, na liczbę użytkowników, którzy z nami zostali, okazuje się, że jeden użytkownik kosztuje nas około 21 zł. Drogo, prawda? Zwłaszcza że jest wiele innych tańszych narzędzi. Jeżeli więc kalkulować ten budżet z punktu widzenia marketingowego, to absolutnie nam się to nie opłaca.
Kolejny wniosek jest taki, że powinniśmy przewidywać tak naprawdę trzy budżety: na development aplikacji, na przygotowanie promocji i na jej utrzymanie. Jeżeli nie mamy tego budżetu, nie powinniśmy się brać za aplikację albo powinniśmy skorzystać z rozwiązań, które właśnie proponuję. Pozwolą one poeksperymentować z tematem aplikacji mobilnych. Oznacza to, że możecie sobie sami „wydewelopować” aplikację mobilną, sami ją złożyć w dosyć prostych kreatorach i zobaczyć, co się będzie działo. Czy będzie się to opłacać czy też nie? Taki eksperyment będzie o wiele tańszy.
Można również skorzystać z rozwiązań mobilnych obecnych już na telefonach waszych klientów.
Taką typową aplikacją jest np. Endomondo. Jeżeli kierujecie się do ludzi zainteresowanych zdrowiem i sportem, to czemu nie zrealizować promowanej, brandowanej kampanii rywalizacji na Endomondo? To tylko jeden z pomysłów. A jeżeli, na przykład, właśnie gdzieś wam albo waszym klientom muzyka w duszy gra, czemu by nie zrealizować i nie opublikować brandowanej playlisty na Spotify? Z polskich przykładów pamiętam „Freshmarket” czy „Grę o tron”, które miały właśnie taką brandowaną playlistę na Spotify.
Jest też przykład „Desperadosa” który zabawił się w rozszerzoną rzeczywistość i „wydewelopował” własną aplikację w tym klimacie. Na pewno kosztowałoby go to trochę mniej, gdyby skorzystał z rozwiązania blippAR lub Aurasma. Nazwijmy je „czytnikami markerów rozszerzonej rzeczywistości”. To jest tak, jak z czytnikami QR kodów. Wymienione przeze mnie aplikacje są takimi właśnie „czytnikami markerów rozszerzonej rzeczywistości”. Wystarczy zatem przygotować model 3D, który będzie się wyświetlał w tej aplikacji. Nie będzie trzeba płacić za budowę całej aplikacji ani za dotarcie do użytkowników, ponieważ te rozwiązania wam to robią.
Jeżeli działacie w branży FMCG, powinniście pamiętać o czymś takim jak Listonic.
Listonic ma całkiem spore grono użytkowników w Polsce. Możecie zrobić coś podobnego, jak Durex, kiedy chciał wypromować swój Performax Intense. Zrealizował swoją kampanię w aplikacji mobilnej Durex. Była to reklama kontekstowa. Gdy użytkownik wpisywał w Walentynki na listę zakupów bitą śmietanę lub truskawki, pojawiała mu się właśnie reklama związana z tym produktem. Dodatkowo był baner promocyjny. Sama reklama kontekstowa miała mniejszą liczbę odsłon, ale o wiele lepszy CTR. Jako ciekawostkę dodam, że były dwie odsłony tej kampanii: kampania walentynkowa i wielkanocna (wpisanie „mazurek”, skutkowało pokazaniem się reklamy kontekstowej – „w jego rytmie zajdziesz na szczyt”). Ta reklama kontekstowa miała 100000 odsłon, CTR wynosił troszkę ponad 3%. Jeżeli więc możesz wykorzystać potencjał istniejących aplikacji, to zrób to!
Podsumowując wszystkie pięć zasad, można sprowadzić je do pięciu przykazań Mikowskiej.
- Nie będziesz tworzył aplikacji mobilnych dla mody.
- Nie będziesz tworzył aplikacji mobilnych na posługę marketingu.
- Będziesz pamiętał, że pozyskanie lojalnych użytkowników jest trudne.
- … i bardzo drogie.
- Będziesz korzystał z aplikacji mobilnych już obecnych na telefonach twoich klientów.
Bardzo odradzam robienie tych aplikacji, bo bardzo kocham mobilność i zależy mi na tym, żeby tworzyć rozwiązania dobre i żebyśmy z nich korzystali.
Przypominamy, że wielkimi krokami zbliża się konferencja I ♥ Marketing & Technology, która odbędzie się już 22–24 października 2024 roku oraz organizowane przez nas 33 szkolenia z zakresu marketingu.
Jeśli chcesz być zawsze na bieżąco, zamów prenumeratę magazynu sprawny.marketing!