Wpis gościnny autorstwa Kajetana Mazura.
Kiedy chcesz zostać republikańskim kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych, lepiej żeby twoje nazwisko nie kojarzyło się wyborcom z seksem analnym i jego efektami ubocznymi. Zwracane przez Google jeszcze do niedawna wyniki wyszukiwania dla zapytania o senatora Ricka Santorum, ubiegającego się o nominację Partii Republikańskiej, niezwykle barwnie dowodzą wagi dbałości o reputację w wyszukiwarkach. Nie tylko w przypadku polityków.
Krótko o wyborach
Na początek krótkie wprowadzenie do prawyborów prezydenckich w USA. Karty rozdają tam 2 partie: Demokraci i Republikanie. Obie partie wystawiają po jednym kandydacie na prezydenta. Jednak kandydaci nie są wyznaczani przez kierownictwo partii, jak dzieje się to w Polsce, ale walczą o nominację kandydacką w prawyborach, zabiegając o poparcie wyborców swojej partii. Pierwszym stanem, w którym w tej kampanii odbyły się prawybory Partii Republikańskiej był stan Iowa. Startowało kilku kandydatów, a czarnym koniem okazał się były senator Rick Santorum, który mimo małego budżetu i lichej kampanii przegrał z “pewnym” wygranym Mittem Romneyem o zaledwie 8 głosów. Wyniki prawyborów w Iowa mają w USA spore znaczenie symboliczne, od razu więc ludzie rzucili się do Google, szukając informacji o senatorze Santorum:
I ta właśnie liczna publiczność miała okazję znaleźć w Google nie tylko pożądaną przez siebie oficjalną witrynę kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale także złośliwą wobec niego witrynę definiującą słowo “santorum” jako, cytuję, “spienioną mieszankę lubrykantu i treści kałowych, będącą niekiedy efektem ubocznym seksu analnego”:
Jeśli dla frazy “Rick Santorum”, oficjalna witryna kandydata zajmowała 1. pozycję, a ośmieszająca go witryna SpreadingSantorum.com – 3., to dla zapytania “Santorum” witryna SpreadingSantorum.com była już pierwsza.
Rozwiązanie
Skoro zdefiniowaliśmy problem – zastanówmy się jakie jest jego rozwiązanie. Co zrobić, by naprawić wpadkę i sprawić, by nasi potencjalni wyborcy trafiali do nas? Podobne, nawet jeśli mniej drastyczne problemy mogą przytrafić się przecież każdemu sklepowi internetowemu czy marce. Wystarczy kilka negatywnych opinii, haseł “[twoja marka] oszuści!!!”, zawołania “nie kupuj tego chłamu” lub coś podobnego.
- Stwórz filmik na temat firmy/produktu i umieś go w firmowej witrynie oraz na YouTube. Możliwe, że pojawi się w TOP10 dla zapytań brandingowych. Zyskujesz tym samym możliwość „zepchnięcia” w dół negatywnego komentarza, ale dodatkowo reklamujesz swój biznes.
- Dodaj firmę do Map Google. Pod nazwą firmy pojawi się mapka z adresem – dzięki czemu zapełnisz kolejne miejsce swoją treścią.
- Znajdź bloga/forum, które mówią o twojej firmie/produkcie lub czymkolwiek, co ma związek z twoją stroną. Napisz do nich i daj im możliwość przetestowania swoich produktów/usług i napisania ich recenzji. Bardzo często takie miejsca mają bardzo dużą moc i prawdopodobnie post/artykuł na takim blogu pojawi się bardzo wysoko, jeżeli już jest dość wysoko na frazę, na której ci zależy.
- Załóż profile społecznościowe na Facebooku i Twitterze gdyż one mają wielką moc i twój profil ma dużą szansę na TOP10. Na dodatek nad profilem masz pełną kontrolę. Dodatkowo, dbając o swoje profile (przydatne klientom treści + duża liczba fanów + codzienna aktualizacja itp.) zyskasz zaufanie odwiedzających.
- Poszukaj miejsc w sieci gdzie miło piszą na temat twojej marki i zoptymalizuj te strony, np. linkując je (oczywiście dbając o to, by nie było linka zwrotnego) czy wykorzystując inne techniki SEO.
- Przygotuj uniwersalnego, dobrego newsa o firmie/produkcie. W odpowiednim momencie wrzuć go na profile społecznościowe/fora/blogi. Jako treść świeższa od negatywnej opinii, ma szansę wyprzedzić ją w SERP-ach.
- Spróbuj dodać się do Wikipedii. Wikipedia jest doskonale wypozycjonowana i pochodzące z niej hasła zwykle zajmują pierwsze miejsca dla swoich fraz.
- Wykup domeny, które zawierają w sobie nazwę twojej firmy plus coś jeszcze, czego ludzie mogą szukać. Przykładowo Hestia mogłaby zarejestrować domenę www.hestiaubezpieczenie.pl. Poświęć trochę czasu na optymalizację, np. poprzez danie linka ze swojej strony.
- Załóż profil firmowy w Google+. Google silnie faworyzuje w wynikach wyszukiwania profile ze swojej społecznościówki, szczególnie, jeśli nasz profil jest aktualizowany i odwiedzany.
Mam nadzieję, że te kilka przykładów się wam przyda i że nie skończycie tak, jak Rick Santorum :-).
Daj znać czy podobał Ci się artykuł?!

Jak wam się podoba?? Przydało się wam??
“…Poszukaj miejsc w sieci gdzie miło piszą na temat twojej marki i zoptymalizuj te strony, np. linkując je (oczywiście dbając o to, by nie było linka zwrotnego) czy wykorzystując inne techniki SEO…”
Ja mam pytanie: Jak można zoptymalizować stronę nie będąc jej właścicielem :P
Linkowanie, linkowanie i jeszcze raz linkowanie :)
dobrym przykładem jest tutaj strona jakiegoś polityka…chyba Leppera…co na hasło kretyn czy osioł miał pierwsze miejsce a wierz mi że założe się że jako właściciel serwisu sam tego nie dokonał :)
Wyrzucenie niepożądanych wyników na 2-3 stronę to nic innego NPRS, znany od kilku lat i stosowany. Oczywiście cały czas ewoluuje: youtube, facebook itp
bylo krotko i na temat, brawo,art. podobal mi sie i poprosze o wiecej
Fajne :) nie czytałem wcześniej
Śmiejcie się śmiejcie, mój kumpel ma na nazwisko Smółka i też nie ma kolorowo w sieci ;)
Wpis calkiem dobry, chociaz lepszy by chyba byl, gdyby go zatytulowac “jak zwladnac top10 serpow majac jedna strone” :)
Ale calkiem, calkiem. Szkoda, ze zadnego linka do siebie Kajetanie nie zostawiles. Moze uzupelnij w komentarzach?